Wiosną 2016 r. zaoraliśmy większy niż w zeszłym roku kawałek działki pod uprawę miododajnej facelii (chodzi oczywiście o pożytki dla naszych pszczół).
Pasieka pomyślnie i w komplecie przetrwała kolejną zimę - nie spadł nam żaden rój, nawet z tego ula, który pechowo przewrócił się i otworzył podczas lutowych wiatrów.
Stanisława i Zofię zaobserwowano na gnieździe 4 maja. Boćki od razu zabrały się do porządkowania i poprawiania gniazda. Niestety, wichura, która przeszła nad działką 17 czerwca (o czym również poniżej) musiała zniszczyć wszystkie jaja lub zabić świeżo wyklute młode, gdyż bociany, ku naszej zgryzocie, nie wyprowadziły w tym roku lęgu. Za to zostały u nas wyjątkowo długo - na gnieździe i żerujące obserwowaliśmy je jeszcze 16 września. Natomiast na drugiej platformie we wrześniu gościliśmy młodego pierwszorocznego bociana z dopiero czerwieniejącym dziobem.
W tym roku dodaliśmy nasze boćki do Ogólnopolskiej Bazy Gniazd Bociana Białego.
Dnia 17 czerwca przeżyliśmy kataklizm - przez Przyłęk przeszła nawałnica, która w poważnym stopniu uszkodziła naszą pomnikową lipę. Wichura pozbawiła ją potężnego konaru, który upadając na ziemię dokonał kolejnych zniszczeń wśród innych gałęzi. Drzewo wyszło z tej katastrofy z wielką raną, tracąc w sumie ok. 1/4 korony. "Przyłękowska Dama" do tej pory stanowiła chlubę i ozdobę naszej nieruchomości - teraz, każdy miłośnik przyrody nie mógł się na nią spojrzeć bez żalu i smutku. Oprócz względów estetycznych oczywiście najgorsze było poważne osłabienie drzewa - mamy obawy, czy lipa nie zacznie chorować i jak zniesie w przyszłości gwałtowny wiatr. Niestety, dokonane zniszczenia ujawniły, że przez całą długość pnia przechodzi pas zbutwiałego drewna, który w najszerszym miejscu przeradza się w pusty pionowy szyb, w który zmieściłoby się dziecko.
Do końca roku usuwaliśmy skutki nawałnicy, nie mając już praktycznie czasu na żadne inne prace na działce. Przede wszystkim trzeba było posprzatąć ogromną masę potrzaskanego drewna zalegającą pod drzewem i uniemożliwiającą dostęp do pnia. Nastepnie biedziliśmy się ze zbudowaniem konstrukcji, która zapewniłaby bezpieczne dotarcie do punktu krytycznego drzewa. W końcu rozpoczęliśmy oczyszczanie rany - potężne drzazgi i sterczące kikuty gałezi zostały obcięte, a brzegi rany wyrównane. Wyrównaliśmy również powierzchnię ubytku i usunęliśmy jak najwięcej murszu, a pionowy szyb zaczęliśmy zalewać specjalną masą, która ma zabezpieczyć środek drzewa przed wodą i zanieczyszczeniami. Zabiegi te były bardzo żmudne i długotrwałe (wchodzenie po drabinie tam i z powrotem), na dodatek tego roku szybko przyszły dni z temperaturami ujemnymi, które przeszkodziły nam w dokończeniu prac. Konserwację drzewa mamy zamiar kontynuować w następnym roku.
północna część działki widziana z góry - po lewej stronie prezentuje się grabowy żywopłot, który już dawno przestał być pojedynczymi krzaczkami, a powoli zamienia się w jednolitą ścianę zieleni
26 października 2016 r. przy pasiece zasadziliśmy 2 klony jawory (drzewo miododajne)